„Harry Potter i Zakon Feniksa” - dlaczego lepiej tego nie oglądać.

Po dwóch latach od premiery postanowiłem w końcu oglądnąć „Harry'ego Potter'a i Zakon Feniksa”. Pamiętając poprzednie ekranizacje powieści J.K. Rowling byłem przygotowany na ciekawy i trzymający w napięciu film. Niestety rozczarowałem się i to bardzo.
Reżyserem tej części „Harry'ego” jest David Yates. Film wyszedł na ekrany w 2007 roku. Wśród obsady dużo aktorów z poprzednich części, jak i nowe twarze; m.in. Harry - Daniel Radcliffe, Ron - Rupert Grint, Hermiona - Emma Watson, profesor Dumbledore - Michael Gambon, profesor Umbridge - Imelda Staunton.
Film opisuje piąty rok nauki Harry'ego w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Lord Voldemort umacnia się i zbiera siły, to samo robi walczący z nim Zakon Feniksa. Harry'emu coraz częściej zdarza się „widzieć” co robi Czarny Pan. W wyniku jednej z tych wizji udaje się z przyjaciółmi do Ministerstwa Magii. Wpada w pułapkę zastawioną przez sługi Voldemorta - śmierciożerców. Tu zaczyna się kulminacyjna część akcji.
Po oglądnięciu filmu byłem zły. Byłem zły, bo kilka dni wcześniej skończyłem czytać książkę, którą to „dzieło” przedstawia. Nazywanie takich realizacji tak samo jak książki powinno być zakazane: ogromna ilość niedociągnięć, niedopowiedzeń, przyciętych akcji. Świadczy o tym fakt, że najdłuższą książkę o Harrym przedstawia... najkrótsza produkcja z serii! Oczywiście film nigdy nie będzie taki sam , ale ten powinien stanowić poradnik dla młodych scenarzystów pt. „Jak nie należy robić ekranizacji”.
Kolejnym niechlubnym aspektem filmu są zdjęcia. Sławomir Idziak, który kierował pracą operatorów kamer, po prostu temu zadaniu nie sprostał. Obrazy są płaskie, brak jest żywych kolorów. Sceny akcji były tylko kręcone „z ręki”, dzięki czemu raz nie można wręcz odróżnić poszczególnych postaci, a potem znowuż nie widać dekoracji planu.
Na domiar złego, w tak wielkiej produkcji, efekty specjalne są na marnym poziomie. Jest wiele miejsc, w których można było oczarować widzów i nie wykorzystano tego! W całym filmie brak jest nawet wyczarowanego przez Harry'ego Patronusa w postaci świetlistego jelenia. Nie ma też trzymającej w napięciu ścieżki dźwiękowej.
Film ratuje tylko dobra gra aktorów (chociaż chwilami też nienaturalna) oraz dekoracje planu, zwłaszcza holu Ministerstwa Magii.
Reasumując, film polecam oglądnąć tylko w razie bardzo silnej potrzeby. Jeżeli ktoś szuka lekarstwa na nudę to lepiej nie sięgać po ten tytuł – można tylko pogorszyć sobie nastrój...

Related Articles