Przygoda w mitycznym świecie

To był bardzo dziwny dzień, nawet teraz nie mogę uwierzyć w to, co się wtedy się stało. Było przepiękne, słoneczne i ciepłe lato. Wraz z mamą pojechałam na wakacje do Grecji, gdyż bardzo marzyłam by zobaczyć kraj, w którym pozostało wiele pamiątek po czasach starożytnej świetności i ze względu na wspaniałe mity o dawnych bogach i herosach.

Tamtego pamiętnego dnia mamę bolała głowa i źle się czuła, więc mogłyśmy zwiedzać Aten. Miałam więc jeden dzień wolny, który poświęciłam na samotne zwiedzanie okolic naszego pensjonatu, położonego niedaleko stolicy: ośrodek położony był wśród gajów oliwnych, znajdowała się tam stadnina koni i podobno rozległe tereny rekreacyjne nad jeziorem. Idąc przez łąki pełne różnokolorowych kwiatów, przez barwne ogrody, podziwiając niecodzienne widoki, które rzadko zdarza się ujrzeć, zauważyłam przed sobą niewielki pagórek z samotnie rosnącym, starym, powykrzywianym drzewem oliwnym. Gdy po chwili stałam na szczycie pagórka, zobaczyłam przed sobą zielone pola uprawne, które zdawały się nie mieć końca, a wśród nich, u stóp pagórka błękitno - szare wody jeziora. Widok był urzekający. Nie zastanawiając się zbiegłam czym prędzej, by obejrzeć je z bliska. Woda była ciepła i prawie przejrzysta. Nagle ukazała mi się postać mężczyzny. Stał nieruchomo na lekko pofalowanej tafli jeziora. Dawał mi jakieś bardzo dziwne znaki i biła od niego nieziemska aura. Domyśliłam się więc, że to na pewno nie była ludzka istota. Nieznajomy ukłonił się i powiedział, że nazywa się Zeus - król bogów greckich i przyszedł, by prosić mnie, bym wzięła udział w tegorocznym, wielkim balu organizowanym przez niego na Olimpie. Mówił, że będą na nim wszyscy bogowie, a ja mam być przedstawicielem śmiertelników w królestwie nieśmiertelnych. Byłam zachwycona, że sam władca bogów zaszczycił właśnie mnie swoją obecnością, a na dodatek chce zabrać na najsłynniejszą górę w całej Grecji. Naturalnie, zgodziłam się, gdyż odmowa przyjęcia tak wspaniałej propozycji byłaby nietaktem i głupotą. Zeus okrył mnie swoim płaszczem i nastała ciemność. Nie wiem, jak długo trwała ta podróż, ale po chwili ciemność zniknęła. Przed moimi oczami ukazał się długi korytarz o marmurowych ścianach w kolorze kości słoniowej. Unosiłam się w powietrzu i powoli zmierzałam ku dochodzącym z oddali głosom. Na końcu drogi znowu nastały ciemności, a gdy się rozproszyły ujrzałam szczerozłoty tron Zeusa, na którym już siedział jego właściciel. Serdecznie powitał mnie na Górze Bogów, po czym klasnął w dłonie. Echo długo niosło ten dźwięk, a gdy wreszcie umilkło w sali tronowej zjawiła się przepiękna bogini. Miała jasne, długie lokowane włosy, niebieskie, duże oczy i przepiękny uśmiech. Ubrana była w przewiewną, jedwabną, suknię o delikatnym różowym odcieniu. Domyśliłam się, że to Afrodyta. I miałam rację. Przedstawiła się jako bogini miłości. Zeus oddał mnie pod jej opiekę, a ona zabrała mnie sprzed jego oblicza i zaczęła oprowadzać i pokazywać mi pałac oraz przedstawiać innym bogom, zamieszkującym Olimp. Wszyscy byli dla mnie bardzo mili i jednocześnie zachwyceni wyborem dokonanym przez Zeusa. Największe wrażenie zrobiła na mnie Artemida, która obiecała, że kiedyś pójdziemy razem na polowanie i nauczy mnie strzelać z łuku.
Afrodyta oprowadzała mnie po salach balowych oraz po zwyczajnych, codziennych pokojach. Każde z pomieszczeń było przyozdobione złotem, srebrem i drogocennymi kamieniami. Pokazała mi również Boski Ogród, w którym jak powiedziała rosną bez wyjątku wszystkie rośliny świata. Co chwilę spotykałyśmy innych bogów, nawet takich, o których nikt nigdy na ziemi nie słyszał. Dzień upływał wspaniale, ale przyszedł czas na przygotowania do balu. Moja opiekunka zaprowadziła mnie do komnaty wyszykowanej specjalnie na czas mojego pobytu na Olimpie. Kiedy Afrodyta otworzyła przede mną drzwi moim oczom ukazało się pomieszczenie, które wydawało się być całe ze złota - złote meble, złote tkaniny, nawet złota podłoga i sufit. W pokoju siedziało dziewięć muz o złotych twarzach i w złotych szatach. Afrodyta wyjaśniła, że mają mi pomóc w przygotowaniu do najważniejszej i największej zabawy w moim życiu, po czym wyszła z pokoju. Muzy pomogły wybrać mi balową suknię, oczywiście złotą, uczesały mnie i dały mi wskazówki, jak powinnam zachowywać się na balu, by nie urazić żadnego z bogów. Niedługo potem do pokoju weszła Afrodyta, pytając, czy już jestem gotowa. Była przebrała się i zmieniła uczesanie. Włożyła białą, elegancką suknię a na głowie kok spięty spinkami z rubinami. Zabrała mnie do sali, której przedtem mi nie pokazała, a była największa i najpiękniej ozdobiona. Przy długich stołach ustawionych wzdłuż ścian siedzieli już chyba wszyscy bogowie. Afrodyta pokazała mi moje miejsce, które znajdowało się obok Zeusa, a sama usiadła naprzeciwko mnie. Do stołów zaczęto podawać najwymyślniejsze potrawy. Niektóre z nich znałam, i bardzo lubiłam, a pozostałych pewnie nie znał żaden człowiek na ziemi. W środku sali, na podium stanęło kilku bogów, ze starożytnymi instrumentami w dłoniach. Zaczął się bal. Do tańca poprosił mnie jeden z młodszych bożków o imieniu Morfeusz. Bawiłam się wspaniale, jak nigdy dotąd. W pewnym momencie przypomniałam sobie o mojej mamie, którą zostawiłam gdzieś na dole i o tym ,że pewnie bardzo martwi się o mnie. Doskonały humor opuścił mnie i zaczęłam zastanawiać się jak wrócić do domu. Zeus, jakby czytał w moich myślach, pochylił się i szepnął mi do ucha, że jeśli chcę wrócić do domu, to mam zamknąć oczy i wymówić tajemne słowo. Pożegnałam się z bogami, a najgoręcej a Afrodytą, którą bardzo polubiłam. Zamknęłam oczy i wymówiłam wskazane słowo. Poczułam na twarzy powiew wiatru.

Kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam, że stoję na brzegu jeziora, a zegarek wskazuje tą samą godzinę, co przed wyruszeniem w niezwykła podróż. Nie miałam na sobie wspaniałej sukni, ani bajecznej fryzury. Wracając spacerkiem do pensjonatu, zastanawiałam się jak ja właściwie porozumiewałam się na Olimpie, przecież nie znałam greckiego. To była chyba telepatia, podróż na Olimp, to przenosiny w inny wymiar, a tajemniczy tunel był jednym z portali. Gdy byłam już w pokoju, opowiedziałam o wszystkim mamie. Nie uwierzyła mi i wtedy zaczęłam wątpić, czy to wszystko wydarzyło się naprawdę, czy było snem. Jeżeli był to sen, to bardzo realistyczny. Ale zawsze będę wierzyć, że to jednak nie był sen, a bal na Olimpie będzie najpiękniejszym wspomnieniem na długie lata.

Related Articles