Recenzja spektaklu pt.: „Matka Joanna od Aniołów”

Recenzje Odsłon: 2877
Ciemna sala opolskiego Teatru im. Jana Kochanowskiego, scena pokryta błotem, a wokół niej rzędy krzeseł po brzegi wypełnione zdezorientowanymi widzami. Niepewność, co do tego, co za chwilę się stanie, ogarniała wszystkich przybyłych do momentu, gdy rozpoczął się, jedyny w swoim rodzaju spektakl „Matka Joanna od Aniołów”. Przedstawienie to wywarło na mnie niepowtarzalne wrażenie, do ostatniej minuty trzymało mnie w napięciu i nawet przez moment nie pozwoliło mi się nudzić.
Reżyser Marek Fiedor w oparciu o tekst Jarosława Iwaszkiewicza stworzył wspaniałe przedstawienie, które już 26 stycznia 2002 – w dniu swojej premiery okazało się, moim zdaniem, o wiele lepsze niż film Jerzego Kawalerowicza.
Sukcesu „Matki Joanny od Aniołów” możemy doszukiwać się zarówno w scenografii Jana Kozikowskiego, muzyce Tomasza Hyneka, jak również w oświetleniu, którego kompozycją zajął się Grzegorz Cwalina.
Wśród licznych pochwał nie możemy jednak zapomnieć o profesjonalnej grze aktorów, których doświadczenie i obeznanie z deskami teatru, nie tylko opolskiego, było widoczne na pierwszy rzut oka. Główne role w przedstawieniu zagrali: Judyta Paradzińska, jako tytułowa bohaterka - Matka Joanna, Przemysław Kozłowski - Ojciec Suryn (egzorcysta), Michał Świtała - Ksiądz proboszcz Brym, Elżbieta Piwek - Józefa (karczmarka) oraz Grażyna Rogowska jako Szatan.
Spektakl opowiada o życiu w niewielkiej miejscowości na Smoleńszczyźnie, w której życie tak towarzyskie, jak i kulturalne mieszkańców odbywa się w karczmie, gdzie głównym tematem rozmów są opętane przez Szatana Siostry z Klasztoru Sióstr Urszulanek, mieszczącego się na wzgórzu opodal miasteczka. Pewnego dnia do karczmy zawitał Ojciec Suryn, który miał rozprawić się ze złymi duchami, nękającymi mieszkanki Zakonu.
W międzyczasie życie codzienne bohaterów drugoplanowych toczy się własnym biegiem. Uczestniczą oni w procesji Bożego Ciała, jarmarku, na którym można było kupić i sprzedać dosłownie wszystko, a przede wszystkim spędzają czas w karczmie pijąc wódkę, jedząc zupę i obgadując wszystkich dookoła. Jednak tamtejsi mieszkańcy są ukazani w cieniu wydarzeń rozgrywających się w klasztorze, ponieważ głównym tematem przedstawienia jest walka dobra ze złem, duchownego z Szatanem oraz Matki Joanny, która w miłości do Szatana odnajduje „odskocznię” od dotychczasowego monotonnego życia. Jednak zakończenie przynosi częściowe rozwiązanie problemu z Szatanem, jakim jest wypędzenie złych duchów z ciała i duszy tytułowej bohaterki, które wstąpiły w Ojca egzorcystę.
Moim zdaniem przesłaniem utworu, który zaadaptował Marek Fiedor, jest to, że ludzie żyjący w pobliżu miejsca uznawanego za święte, jakim jest klasztor, nawet w najmniejszym stopniu nie są osobami zachowującymi się jak sąsiedzi mieszkania Boga, lecz wręcz przeciwnie ich wiara objawia się w niczym nieograniczonej dewocji. To jednak nie jedyna przestroga jaka została ukryta w utworze, bo jest nią również to, że Szatan działa bez względu na to, czy jesteśmy osobą duchowną czy świecką oraz że nigdy nie możemy być pewni tego, że może opętać również nas.
Cały spektakl rozgrywający się na pokrytej błotem scenie na długo zapada w pamięć nawet najbardziej wymagającego widza jak również osoby, która o teatrze wie niewiele. Najlepszym sposobem, aby to sprawdzić jest wybranie się do Teatru im. Jana Kochanowskiego w Opolu, obejrzenie inscenizacji oraz osobiste przemyślenie tego niepowtarzalnego wydarzenia, obok którego nie można przejść obojętnie.

Related Articles