Człowieczeństwo - na podstawie Dywizjonu 303

XX lecie Odsłon: 734
DYWIZJON 303

Człowieczeństwo. Humanity. Menschlichkeit. Co to jest? Mówią, że to „bycie człowiekiem, postawa humanitarna i szlachetna. Pozytywne cechy człowieka, jego godność i dobroć”. Ile z tego jest prawdą? Czasami wydaje się, że nic, że te wyrazy nie mają sensu. Można było przekonać się o bezsensowności tych słów chociażby podczas II wojny światowej.

Jedną z książek opisującą okrucieństwo, ale zarazem odwagę, ryzyko i dumę żołnierzy jest publikacja Arkadego Fiedlera „Dywizjon 303” pierwszy raz wydana w 1942 r w Londynie. W czasie, gdy w Polsce panowało okrucieństwo i tyrania. \"Dywizjon 303\" to wyjątkowa książka o niecodziennych wydarzeniach i niezwykłych ludziach. Jest utworem pisanym na gorąco, pod bezpośrednim wrażeniem rozgrywających się w 1940 roku wypadków. Wszystkie postacie z książki są autentyczne, ponieważ pisarz założył, że jego książka będzie sprawozdaniem z pola walki. W książce możemy rozróżnić bohaterów indywidualnych - pilotów, angielskich i polskich dowódców. Najważniejszym jest bohater zbiorowy - Dywizjon 303. Bohaterowie to młodzi dwudziestokilkuletni chłopcy, którzy wykazali imponującą odwagę i bohaterstwo. Ich podstawowymi zaletami były: spostrzegawczość, umiejętność błyskawicznego podejmowania trafnych decyzji a także wewnętrzna dyscyplina i zawziętość. Ich celem była obrona państwa, ale także wolności, niezależności. Zdawali sobie sprawę, że przegrana Niemców w tej bitwie będzie końcem ich dominacji w Europie. Walczyli dzielnie i ofiarnie z typową polską brawurą. Wiedzieli, że o życiu decydują sekundy, ale ta świadomość nie przerażała ich, wręcz przeciwnie dopingowała ich do walki. Piloci nawzajem pomagali sobie, często ratowali sobie życie.

Książka opowiada o dobrych i złych chwilach polskiego lotnictwa stacjonującego w Wielkiej Brytanii i pomagającego miejscowym lotnikom. Dwa rozdziały dokładnie obrazujące ich sytuacje to „Tłusta przekąska: Dorniery” oraz „Ból”.

Pierwszy z nich opowiada o tym jak to polski Dywizjon strącił ok. 18 wrogich samolotów, tzw. Dornierów. Ze znaną sobie odwagą, dumą i niewzruszonością wzbili się w powietrze i ruszyli naprzeciw wrogim maszynom. Lecieli pod dowództwem kapitana Forbesa, którego niewielki błąd mógłby doprowadzić do katastrofy. Wówczas inicjatywę przejął porucznik Paszkiewicz, dzięki któremu Polakom udało się zwyciężyć tę bitwę. Otóż kapitan Forbes nie widząc dokładnie kierunku lotu nieprzyjaciela zagapił się i prowadził dalej po dotychczasowej linii. Po jakimś czasie lotu minął wyprawę bombową i zaczął się od niej oddalać. Po przejęciu dowództwa przez porucznika Paszkiewicza (kapitan drugiego klucza) myśliwcy zawrócili (za kluczem dzielnego Polaka wszystkie inne klucze samolotów) i ruszyły zestrzeliwać niemieckie bombowce ( dywizjony RAF-u biorące udział w walce strąciły 61 maszyn, a same straciły (aż lub tylko...) 20. ”Był to najlepszy wynik w tej wojnie”.

Drugi rozdział pt. „Ból” mówi o przykrym wydarzeniu z udziałem podporucznika Kazimierza Daszewskiego zwanego „Długim Joe”. Podczas bitwy z Dornierami 215 Kazimierz Daszewski również strącił bombowca. Ścigał wroga aż nad Dover, lecz „otoczony Messerschmittami dostał pociskiem z działka lotniczego”. Ból sparaliżował mu prawą stronę ciała, a gorący glikol poparzył mu twarz. Niesprawnym samolotem nie mógł zalecieć daleko. „Stery nie działały, były zerwane. Drążek sterowy posuwał się luźno”. Samolot wpadł w korkociąg. Kabina została obryzgana krwią. Do katastrofy pozostało kilka sekund. Daszewski musiał wyskoczyć z maszyny jednak był zbyt słaby, aby się z niej wydostać. Gdy w końcu udało mu się wydostać powstrzymały go przewody - radiowy i tlenowy - przyczepione do kominiarki. Jednak wydobywając ostatnie siły udało mu się je zerwać. Skoczył. Lecz nad nim były Messerschmitty. Nie mógł otworzyć spadochronu. Spadał twarzą do góry. Leciał w korkociągu. Nie widział ziemi. Nie wiedział jak blisko się znajduje. Postanowił otworzyć spadochron. A nuż ziemia była kilometry od niego. Ale spadochron otwiera się prawą ręka, a cała jego prawa cześć ciała była sparaliżowana. Próbował znaleźć rękojeść lewą ręką. Nadaremnie. Jednak po pewnym czasie udało się! Spadochron szarpnął nim do góry i ułożył w normalnej pozycji. Spowodowało to nowy ból. Pasy na których „wisiał” przechodziły przez zranione biodro. Nie mógł tego znieść. Chciał rozluźnić pasy, co byłoby samobójstwem. Jednak zabrakło mu na to sił. Czas mu się dłużył. W końcu wylądował w pobliżu jakiejś wsi. Ludzie myśleli, że jest Niemcem. Chcieli mu zdjąć spadochron. Postanowili go rozciąć. Potem bandażowali mu nogę. Jedni nakładali bandaże, inni przytrzymywali jego ciało. Jeden z wieśniaków trzymał mocno jego zranione ramię. Daszewski odchodził od zmysłów. Gdy ręce chłopa zalały się krwią puścił rękę dobrodusznie przeprosił. Kiedy podporucznika wnosili do szpitala ten stracił przytomność. Po trzech i pół miesiąca wyszedł ze szpitala. Rany się zagoiły. Siła została. Duch też. Dalej polował na bombowce i Messerschmity. „Jego niepokonana żywotność była wzruszająca i czasem patrząc na to nieugięte chłopie znad Wisły, odnosiło się wrażenie, że Daszewski był więcej niż dziarskim myśliwcem. Że Daszewski to symbol czegoś niezniszczalnego. Że jego ból i blizny, i słoneczne oczy, i uśmiech – to rzeczywiście symbole zwycięskiego, choć w ranach narodu”.

O zasługach lotników broniących angielskiego nieba Churchill powiedział: "Jeszcze nigdy tak wielu nie zawdzięczało tak wiele tak nielicznym" ("Never was so much owed by so many to so few"). I z tymi słowami w pełni się zgadzam. Gdyby nie ci wszyscy ludzie, żołnierze, lotnicy, marynarze być może nie żylibyśmy teraz w wolnym kraju, może w ogóle by nas nie było... Kto wie? Zawdzięczamy im naprawdę dużo i sądzę, że czasami można poświęcić godzinę, pół, nawet 5-10 minut na rozmyślania związane z II wojną światową, bo w sumie to ona naszemu pokoleniu (zresztą, nie tylko naszemu) jest najbliższa. Proponuję czasami namówić naszych pradziadków, dziadków, a może nawet ojców, aby opowiedzieli nam o tych dobrych i złych wojennych chwilach. Naprawdę warto!

Related Articles