Między Sacrum a Techno. O próbie filozoficznej rewindykacji kultury w poezji Dawida Junga.


Swoim debiutem poetyckim z roku 2006 Dawid Jung dołączył do grona polskich poetów kanonu, kontynuatorów trudnych, choć sprawdzonych tropów. Bohaterowie jego wierszy uwikłani są w dziwny dialog między ponowoczesnym światem konsumentów a kulturą duchowych wartości, między światem nadprodukcji artefaktów i informacji o stanie współczesności a chrześcijańską kulturą ars moriendi. Kulturą wymagającą pokory i szacunku do ludzkiego życia, które obecnie traci swój wymiar sakralny, niematerialny, poruszając się, za pomocą języka ekonomii, w obszarze terminologii „życia produkcyjnego” czy „efektywności produkcji”. W takim społeczeństwie, w którym ruguje się podstawowe kryteria dobra zastępując je konsumenckimi normatywami (mającymi za cel zapewnienie ludziom substytutu szczęścia) swój etos naznacza bohater wierszy Junga dostrzegając ratunek wszędzie tam, gdzie współczesny człowiek nie ma już czasu szukać.
Znajdziemy więc tutaj nauczyciela ze szkoły franciszkańskiej, zwykły, pospolity krzew bzu, który przez swoją lekcję milczenia nauczy nas drobnej prawdy: „(...) odszukaj tego, który ma monopol// na światło./ Powiedz mu, że ćwiczę mimikrę”. I mimo tego, że wcześniej padła inwektywa pod adresem śmierci, ma jednak ona swoje uzasadnienie w tym, że ta śmierć dotyczy ludzkiej zagłady poprzez nowy eksodus, poprzez proces zatracania języka kultury minionych pokoleń, z którym poeta jako młody człowiek ma prawo się nie zgodzić: ‘(...) podziwiaj ludzkie ciała,/ chodzące budki lęgowe lęku, do których/ lędźwi modli się ogień i jego sługus język”. Zło ma więc tutaj wymiar nie tylko fizyczny ale również, co gorsze, charakter unicestwiającej abrewiatury, która nie rozszerzając pojęć zamyka nas w ciasnym gettcie medialnej terminologii, natrętnie tłumacząc nam świat takim, jak go widzą nie prawdziwi świadkowie ale przypadkowi komentatorzy zdarzeń.
Stąd u Junga pojawi się ironiczna „Piosenka z musicalu „Patriota””, w której tuwimowski refren ze znanym motywem poprzedzi gorzkie stwierdzenie: „Gdzie to jest, że/ głodni poeci nie uwodzą śmierci,/ do pustych trybun/ śpiewają treny”.
„TO” u poety jest wszędzie, „TO” ma 312685 powodów, aby tu zostać, „TO” ma 312685 kilometrów kwadratowych powierzchni i potrzebuje nas bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Jung nie boi się poprzez szukanie metafizyki określać samego siebie jako katolika, jako młodego Polaka sprawdzającego, jak określił to Malach, swojej trudnej tożsamości.
Jest to naprawdę ewenement wśród młodych poetów, którzy potrafiliby dokonać takiej syntezy dwóch wzajemnie wykluczających się obrazów: świata tradycji (Herberta, Zagajewskiego, Twardowskiego) ze światem niewykrystalizowanej jeszcze ponowoczesności, w której rola własnego kraju i jego historii sprowadzana jest do podmiotu bezowocnych dyskusji polityków.
Tę specyficzną mowę, jak zresztą słusznie zauważył Gulda w recenzji dla „Gazety Wyborczej”, Jung podsłuchuje po mistrzowsku przetwarzając ją na mowę uniwersalną, znaną w każdym zakątku tego najbardziej zwaśnionego kontynentu: „Nie wiem, kiedy zawiodła nas czujność, zapewnienia/ polityków, że wszystko jest w normie i pod kontrolą,/ że bieg sprawom wyznacza się od dawna/ i nic nas nie pokona.// Jednak sytuacji nie opanowaliśmy. Oszukali na ci,/ którym oddaliśmy część siebie: przezorność, spostrzegawczość,/ bezwzględność”.
Ale Jung podsłuchuje nie tylko salony, medialne debaty, pochyla się nad każdym ulicznym, nawet najdrobniejszym szeptem, co przynosi ciekawe efekty.
W wierszu, którego tworzywem są ludzie ulicy „Zrób mi tulufa, mówi” puenta jest prosta – ateista („ten niewierzący”) zajmujący się współczesną sztuką, tutaj literaturą, bez wiary w niezmienne zasady - Boga, nie może powiedzieć prawdy o naszych czasach, o muskularnych chłopcach z siłowni, „ich zapale i determinacji, emblematach dresu”, bo „trzyma go kadr języka, nie odnowi go/ ciasny przesmyk grdyki”. Życie bez dekalogu zabija kulturę, cywilizację.
Wspaniałym przykładem hołdu złożonego Stwórcy jest „Litania, ma nadzieję, przechodnia” (skonstruowana o zasadę binominalnego nazewnictwa). Jest ona podziękowaniem za bogactwo, którego doświadczamy na co dzień, a nie potrafimy go należycie docenić. Dopiero pokorne zbliżenie się do ziemi i porastających wielkopolskie wzgórza ziół (poeta doliczył się ich 61 gatunków!), niczym w poezji Seamusa Justina Heaneya, zdradza nam nieznaną historię, wątki ludzi, którzy mieszkali tu przed wiekami i współcześnie powiela się ich podobny dramat, prognozując celową „spiralność dziejów Yeatsa” (z którym poeta zresztą prowadzi dialog). Wnioski mogą być niepokojące: „(...) śpijcie spokojne, oglądane jednego dnia,/ nim nowe hufce wschodu/ ruszą”. Profetyzm Junga bardzo wyraźnie wyróżnia się wśród młodych poetów jego pokolenia, bo podparty jest na solidnym kanonie kultury: tradycji i wiedzy.
Dlatego nawet motto asygnujące całą książkę zaczerpnięte z Ważyka, tłumacza francuskich surrealistów, ma tu swoją osobną symbolikę – dowodzi zmagania się człowieka z systemem go osaczającym. Dla Ważyka socjalizm był utopią, siłą naprawczą świata, dopiero ostatnie wiersze, którymi kierował się Jung opublikowane pośmiertnie w „Zeszytach Literackich” pokazują nam inną twarz poety „Gry i doświadczenia” – systemy upadają, zostaje po nas dziedzictwo kultury. Jeśli nie ma szacunku do przeszłości, nie ma szacunku do człowieka przyszłości, o którym Jung, z profetycznym wdziękiem pisze w „Apelu do klona”: „Nie spisz się, zauważą cię, wskrzeszą/ na świadków kogo trzeba (...)”.
Techno Junga to miejska przestrzeń. Poeta zbudował ją na zagrabionych przez industrialną ekspansję pejzażach - reliktach dawnej przyrody – przeciwstawieniu świata harmonii i scaleniu z sacrum. Stąd główny konflikt postaw zewnętrznych – ładu i chaosu, akceptacji i buntu, wieczności i przemijania. Autor „312685 powodów” jednoznacznie mówi nam o tym w wierszu „Tożsamość”: „(...) zwołują się przysypani/ nurtem piasku, i jest w nich,// bo oni mu wszystko dyktują”.
Jung nie boi się podejmować tematów drażliwych, bolesnych dla historii Polaków czy Niemców. W najbardziej sarkastycznym utworze „Niosą w kurzu resztki kopyt” dedykowanym „fr uns” (kim „oni” są obecnie?) zaczyna bluźnierczo: „(...) Epileptycy mają prościej,// dają przekaz całym ciałem, najlepiej tańczą techno,// więc najbliżej są współczesności”. Dopiero gdy przypomnimy sobie, że większość znanych przywódców takich jak Aleksander Wielki, Juliusz Cezar, Karol Wielki czy Napoleon Bonaparte chorowało na tę przypadłość zrozumiemy intencje poety – to z nadmiaru ułomności i kompleksów powstają rzeczy najgorsze, które zainkubowane w stereotypach i nietoleracji czekają na powrót, powtórne przyjście.
Do głębszej refleksji Jung przekonuje nas w wierszu ‘Tłum na peronie”, gdzie bystry podróżnik dostrzec może, jeśli na moment przystanie i rozejrzy się wkoło, nadchodzącego, apokaliptycznego Antychrysta: „może wśród nich/ dorasta młody agitator i w chwili obecnej/ myśli o kapitulacji podziemnych umocnień raju”. To kolejny przykład poetyckiej antynomii – zło zawsze posługuje się retoryką dobra fałszując obraz rzeczywistości, przez co to, co pozornie dobre, w konsekwencji służy niesieniu nienawiści i przemocy.
Dawid Jung świadomie w swojej poezji nawiązuje do intelektualnych osiągnięć świętego Alberta Wielkiego, doktora Kościoła. Podobnie jak ten wybitny filozof scholastyczny Jung kompiluje w swojej twórczości arystotelesowski model fizjologicznej percepcji ze światem metafizycznego poznania. U wielkopolskiego poety czasem odbywa się to nawet kosztem deprecjacji, czy też demitologizacji świata antyku jako źródła naszej kulturowej tożsamości. Stąd ryzykowna transpozycja greckich Muz i dziewcząt z Koryntu do świata współczesnego.
Jung na prostym przykładzie „Dziewczęta z Koryntu stoją przy barze” pokazał nam czym może skończyć się poetycka manipulacja – działanie bohatera wiersza mimo antycznych konotacji nie może zostać usprawiedliwione, bowiem żadnej epoki, w której kobiety stanowiły marginalizowaną grupę społeczną nie należy gloryfikować.
Uważam, że jest to jeden z najciekawszych debiutów ostatnich lat i poprzez swoją wieloraką możliwość interpretacji, głównie w kontekście historii literatury i kultury, poeta zasługuje na obfite pochwały i laudacje.

Jerzy Korcz-Boczek

Related Articles