Antypedagogika 2

Pedagogika Odsłon: 610
ANTYPEDAGOGIKA
Za prekursora antypedagogiki uznaje się zachodnioniemieckiego publicystę z Wiesbaden E. von Braunmhla, autora pierwszej tego typu rozprawy zatytułowanej Antypedagogika. Studium o zniesieniu wychowania. W jego przekonaniu wychowanie celowościowe nie gwarantuje równoprawnych stosunków między wychowawcami a ich podopiecznymi. Nie da się pogodzić idei kształtowania czyjejś osobowości, formowania jej przez innych z ideą tolerancji, szacunku i zaufania do tych osób. Wychowanie dyrektywne niesie ze sobą więcej szkód niż pożytku. Wysuwanie w stosunku do kogokolwiek celu wychowawczego jest nieuprawnione, bo przecież stanowi jaskrawy fakt podejmowania decyzji za kogoś, narzucania innym własnego punktu widzenia, własnego systemu wartości oraz potraktowanie innej osoby w sposób przedmiotowy.
Historia dostarczyła niezliczonych dowodów na ograniczoność, jeśli nie całkowitą pozorność, celowego kształtowania człowieka. Wielkie społeczne idee wcielane w życie za pośrednictwem technik edukacyjnych z uporczywą złośliwością przeobrażały się we własne zaprzeczenia. Automatyzacja jednostki we współczesnym społeczeństwie wzmogła bezradność i poczucie niepewności przeciętnego człowieka. W tym stanie rzeczy jest on skłonny podporządkować się nowym autorytetom, które obiecują mu bezpieczeństwo i wyzbycie się zwątpień.
Antypedagogika jest coraz bardziej liczącą się w świecie filozofią życia i wychowania. Według B. Śliwerskiego (1990) obejmuje ona szeroko pojmowane wychowanie i związane z tym stosunki międzyludzkie, w tym także relacje interpersonalne. To zerwanie z tradycją, to radykalny zwrot w myśleniu i działalności praktycznej, to występowanie przeciwko mistrzom, to wreszcie eksploatowanie nowych wartości. Aby jednak zaistniało takie zjawisko w edukacji, musi zostać spełnionych wiele warunków, takich jak możliwość uprawiania nauki odmiennej od obowiązującej; istnienie warunków do upowszechniania tych idei; sprostanie oczekiwaniom znacznej części ludzi; upowszechnianie idei pedagogicznych w środkach masowego przekazu. Wydaje się jednak, że musi też być spełniony jeszcze czynnik psychologiczny. Ludzie zamknięci, zapatrzeni w przeszłość są wrogami wszelkich zmian, natomiast ludzie otwarci na wszelkie nowości tworzą istotne psychologiczne warunki powstawania nowych koncepcji i poddawania się ich urokowi. Ponieważ wszelkie nowości wytrącają z dotychczasowych form egzystencji i wymuszają nowe spojrzenie na świat, wymagają od ludzi odwagi, wysiłku intelektualnego i nowego nastawienia do świata.
Hubertus von Schoenebeck nie chce „wychowywać” ani dzieci, ani dorosłych. Dlatego – w odróżnieniu od ludzi o pedagogicznym nastawieniu – nie żąda od swoich adwersarzy uznania jego postawy za jedyną słuszną. „Nowa relacja” – przyjaźń z dziećmi zamiast sprawowania władzy – jest wyborem. Wybór należy do każdego z osobna, i zależy od jego doświadczeń, odczuć, przemyśleń. Od tego, w jaki sposób chce żyć z bliskimi osobami. Von Schoenebeck pokazuje tylko, że można „inaczej”: że stosunki w rodzinie mogą opierać się na zaufaniu i autentycznych uczuciach obu stron, bez dzielenia ich na „słuszne” i „niesłuszne”, bez piedestału jednostronnego autorytetu, bez podkopywania czyjejkolwiek miłości własnej i zaufania do siebie samego. Że możliwa jest przyjaźń z dziećmi – także z tymi dziećmi, które są – dostrzegane bądź ignorowane – w każdym z nas, dorosłych.

Jak można wspierać zamiast wychowywać? Punktem wyjścia jest akceptacja stanowiska, że każdy czlowiek już od narodzin posiada kompetencje do samostanowienia. Stanowić o sobie znaczy:
– interpretować i oceniać świat wedlug wlasnej, subiektywnej perspektywy (i dzieci także posiadają tę umiejętność);
– odpowiednio postępować w zależności od sytuacji.
Może najlepiej zilustruje to przykład sytuacji konfliktowej. Otόż dziecko chce oglądać film w telewizji, rodzic się temu sprzeciwia. Często zdarza się że w takiej sytuacji dorośli wyłączają telewizor i wtedy dziecko może odbierać emocjonalny kontekst zachowania rodzica, jako:
– pedagogiczny – »to dla twojego dobra wyłączam telewizor, ten film nie jest dla ciebie odpowiedni; nie możesz tego jeszcze dobrze ocenić, wiem to lepiej, niż ty«;
– lub postpedagogiczny – »nie chcę stanowić za ciebie sposobu postrzegania tej sytuacji. Według mojej wiedzy, jeśli obejrzysz ten film – nie będzie to dobre także dla mnie. To moje przekonanie nie jest bardziej wartościowe niż twoje. Ale moja wiedza jest dla mnie wytyczną mojego postępowania. Włączenie telewizora stanowi przekroczenie moich granic. A zatem tu są moje granice, bronię ich i nie mogę inaczej. Wiem, że ty także masz swoje racje, ale taka decyzja jest dla mnie najlepsza Dlatego wyłączam telewizor.«
W tym przykładowym zdarzeniu, dziecko postpedagogicznie myślącego rodzica także nie obejrzy filmu w telewizji, ale jednocześnie nie doświadczy toksycznego psychicznie komunikatu, że odmowa włączenia telewizora prowadzi do jego najlepszego dobra. Jego poczucie samostanowienia nie zostanie podane w wątpliwość.
Wychowanie opiera się na ciągłych roszczeniach i nakładaniu obowiązków. Jest to torowanie drogi na siłę, którą dzieci mają iść bezwzględnie. Wszystko to dla "twojego dobra". Owszem, my, dorośli, ze względu na swoje doświadczenia i wspomnienia uzurpujemy sobie prawo do zakazów i nakazów. Czy jednak musimy? Tu w grę wchodzi sprawa zaufania do dziecka, jego umiejętności. Wielokrotnie dziecko stawia nas w takiej sytuacji, że przeforsowuje swoją sprawę, a nam pozostaje jedynie zrejterować. Innym razem dziecko musi iść na ustępstwa. W ten sposób na przestrzeni czasu bilans się wyrównuje.
Schoenebeck podczas swej pracy z dziećmi wielokrotnie się spotykał z oporem dorosłych. Wielu z nich uznawało go za nieodpowiedzialnego, wręcz bezmyślnego. Nic bardziej złudnego niż powierzchowna ocena pracy tego człowieka z dziećmi. Jak wielka musi być odpowiedzialność i troska, by pozwolić dziecku decydować o sobie!
Hubertus von Schoenebeck wskazuje szkody wyrządzone przez dawne szkoły wychowania. Oparte na wymaganiach, stawały się typowymi kulami u nóg młodych ludzi. Dzieci i młodzież traciły energię na wykonywanie najróżniejszych obowiązków i roszczeń, nie mając już czasu ani siły na doskonalenie charakteru, poznawanie świata. Takie wychowanie rodziło ludzi skrępowanych obyczajowością, zimnych, nieufnych, nieraz pozbawionych skrupułów lub spętanych ich nadmiarem.
Dzieci od urodzenia są stanowiącymi o sobie suwerenami. Aby dotrzeć do ich wnętrza, trzeba być ich kumplem czy rodzeństwem. Musimy zdusić w sobie przestrogi: "To nie wypada", "To się źle skończy". Dzieci na swój sposób mają rację. Wpajanie im różnych mądrych rad nie daje dobrych rezultatów, gdyż nie dajemy im czasu na samodzielne myślenie. Mówimy na przykład: "Złe towarzystwo", "Nie pal", "Nie kradnij"… Dla dziecka są to puste słowa - muszą się same przekonać, co to takiego. Od nich tylko zależy, jak się do tego ustosunkują. My możemy jedynie dokładnie i obrazowo przedstawić nasz stosunek do tych spraw. Dziecko żyjące w przyjaźni z rodzicami postawi na swoim, ale licząc się z opinią matki lub ojca rezygnuje ze swego "ja", z chęci postawienia na swoim.
Rodzice wielokrotnie uciekają się do przemocy. Być może przyniesie im to chwilowe zwycięstwo. Wywołuje jednak odruch buntu, który kiedyś da znać o sobie agresją i niechęcią do wymagającego. Między rodziców a dziecko wkrada się uczucie przymusu i zniewolenia. Obie strony stają się dla siebie niewiarygodne, obce. Zdawać by się mogło, że Schoenebeck nawołuje do kompletnej wolności i dania dzieciom luzu. Nic podobnego. Uważa za szkodliwe poświęcanie się dzieciom bez reszty. Rodzic traci wtedy energię, która jest tak potrzebna do współżycia z nimi. Może wtedy rodzi się niechęć do "dzieci-pijawek".
Rodzice, wyzwalający się z kajdan wychowania, pokonują przeszkody, krocząc nową drogą. Tymczasem tkwiąca w skostniałych ramach szkoła działa przeciwko tym rodzinom (rodzicom i dzieciom). Już bowiem przekazywanie wiedzy i stawianie za to ocen jest przymusem. Schoenebeck nawołuje, żeby rodzice walczyli o prawa dzieci. Obszerne programy, wielokrotnie niezbyt ciekawe, nie potrafią zainteresować, odpychają ucznia, który i tak uczy się tego, co go najbardziej interesuje. Karanie stopniami i wyśmiewanie przez nauczycieli nic nie daje. Niszczy tylko godność młodego człowieka. Uczeń nie ma bowiem prawa wyboru, a wielokrotnie i swobody myśli. Najgroźniejsze jest robienie z dziecka wizytówki rodziców. Jest to niemal zbrodnia, która zabija osobowość dziecka, staje się ono bezdusznym robotem produkującym piątki i talenty.
Podsumowując więc koncepcję antypedagogiki, należy wskazać takie wartości pozytywne, jak radykalna zmiana w postrzeganiu dobrze znanych spraw, zwiększenie progu wrażliwości ludzi na różne problemy i poszerzenie horyzontów umysłowych człowieka. Można powtórzyć za Czesławem Miłoszem (1992), że człowiek potrzebuje prawdy, potrzebuje wiary, nie może żyć na lotnych piaskach. Celem pedagogiki XX wieku jest zatem nowa wersja starego, greckiego, sokratejskiego ideału człowieka rozwiniętego harmonijnie, tj. psychicznie, intelektualnie, moralnie i fizycznie

Related Articles