Pamiętnik uczestniczki Powstania Warszawskiego

Warszawa 1 sierpnia 1944
Jest szósta rano. Nie mogę spać. Pisze ten, kolejny już pamiętnik wpatrując się w śliczną buzię Basi, mojego małego, śpiącego o tej porze aniołka. Po śmierci rodziców zostałam jedyną opiekunką tego pięcioletniego szkraba. Patrząc na nią zastanawiam się, ile jeszcze dane nam będzie żyć razem. Dzisiaj jest godzina „W”. Dzisiaj o 17 będziemy walczyć. Wszyscy. Za wolność, za kraj, za nas. Na początku starałam się nie wiązać z Powstaniem jakiś wielkich nadziei. Ale patrząc na twarze ludzi, którzy uśmiechają się na swój widok i pozdrawiają nawet najbardziej znienawidzonego sąsiada, ludzi, którzy niepoddani się, aż trudno utrzymać dystans. Wobec tego, nawet nie zauważyłam, kiedy nadzieja zagościła w moim sercu i zaczęła rosnąć, upodabniając mnie do wiecznie szczęśliwego skowronka. Dzisiaj wszystko, takie zwyczajne nabiera nowej magii. Pan Stefan, dowożący nam chleb, ma dzisiaj jakiś błysk w oku. Zwykle małomówny, dzisiaj wymienia ze mną konspiracyjne uśmiechy i jakieś uwagi na temat pogody. Cieszy się. Nawet mała Basia je dzisiaj jakoś tak żywiej swój kawałek chleba z masłem. Nuci sobie pod nosem, tylko sobie znane melodie. W pewnej chwili pyta: „A cy Piawel psujcie ćisiaj?” Jej duże, niebieskie oczy patrzą na mnie z zaciekawieniem. „Nie, Paweł dzisiaj nie przyjdzie.” „ Ale ciemu?” Jak wytłumaczyć pięcioletniemu dziecku, że Paweł nie przyjdzie, bo będzie walczył o wolność? Walczył o lepsze jutro? Uśmiecham się tylko z pobłażaniem i naglę do jedzenia chleba. Wszystko dzisiaj jest inne.
Pomimo iż była jasno wyznaczona godzina „W” już od rana są zamieszki. Z okna swojego mieszkania na ul. Staszica widzę pierwszych odważnych, którzy atakują Niemców. Atmosfera podniosłości jest obecna na każdym kroku. Całe przed i popołudnie spędzam przy zasłoniętym czarną bibułą oknie z robótką, wyglądając przez mały otworek w papierze. Z jednej strony chciałam skończyć sweterek dla Basi, a z drugiej nie chciałam przegapić widoku walczącej Warszawy. O siedemnastej słychać głośne „Hurra!” i ludzie wybiegają na ulice z czym się tylko da. Słychać krzyki, jęki. Pośród nich stara, odrapana kamienica przy Staszica 4 i dwie kobietki jedzące kolację. Basia znów pyta o Pawła, który poszedł walczyć. Koniecznie chce się dowiedzieć, kiedy do nas przyjdzie. Ne wiem. Jak mam jej wytłumaczyć, że nie wiem, czy w ogóle jeszcze przyjdzie?
Warszawa 2 sierpnia 1944
To, co dzieje się na ulicach to jeden wielki horror. Ludzie biegają, budują zapory z czego się da. Na ulicach jest dosłownie wszystko począwszy od krzeseł na łóżkach i szafach skończywszy. Niektórzy kują piwnice i odziemne korytarze. Każde ręce są przydatne do pomocy.

Related Articles