Opowiadanie z motywem czerwonych pelargonii.

Mary Ann obudziła się gwałtownie ze snu. Usiadła na łóżku wlepiając senny wzrok w oliwkowozieloną ścianę.
Po chwili zdecydowała się wstać. Podniosła się i podeszła do okna, by zaczerpnąć świeżego powietrza.
Oparła się o parapet i wpatrzyła w atramentowo-czarne niebo. Na ciemnej tkaninie delikatnie okrywającej otaczający ją
świat, niczym poranna rosa na źdźbłach wiosennej trawy, błyszczały setki jasnych punkcików. Gwiazdy. Nad tym wszystkim
dumnie górowała świetlista, okrągła tarcza księżyca w pełni.
Dziewczyna westchnęła i po cichu, na palcach wysunęła się z pokoju. Starając się nie pobudzić innych domowników,
zeszła po krętych schodach prosto na główny korytarz. Uniosła zaskoczona brwi. W kuchni paliło się światło. Potarła lekko
zapadnięty policzek lewą dłonią i zakradła się pod drzwi.
-Tom? Dlaczego jeszcze nie śpisz? I co ty tu robisz?
Mężczyzna podskoczył. Odwrócił się i wzrokiem napotkał bladą dwudziestolatkę. Jej szczupłą twarz otaczała plątanina
długich, hebanowych włosów. Uśmiechnął się.
-To samo pytanie mógłbym zadać tobie, Mary Ann.
Kobieta uśmiechnęła się wchodząc do pomieszczenia. Usiadła przy wypolerowanym dębowym stole.
-Miałam dziwny sen. Dopiero sie obudziłam.
-Taak? - Tom podszedł do lodówki i wyjął z niej dzbanek świeżej krwi. Nalał jej do szklanki i postawił przed kuzynką -
Napij się.
Meg westchnęła. Ujęła kubek dłońmi i lekko rozchyliła wargi. Przyłożyła kubek do ust i zatopiła w nim wampirze kły.
Upiła kilka łyków i oblizała się. Utkwiła spojrzenie w Tomie.
-Dziwny był ten sen. Nigdy wcześniej nie śniły mi się kwiaty.
-Kwiaty?
-Tak. Było ich mnóstwo. Czerwone pelargonie. Cała łąka była w tych kwiatach. Czułam się bardzo dobrze, tak... Lekko
i szczęśliwie. Przykucnęłam i objęłam je rękoma. Gdy już wiedziałam jak pachną, zakręciło mi się w głowie.
Były takie piękne... Chciałabym takie mieć. Tylko nie wiem dlaczego. Nie powinno mi się to śnić.
Marzyłam o nich, pragnęłam je dostać. Lecz ilekroć chciałam je zerwać, te uciekały ze śmiechem.
Gdy ich listki drwiąco drżały było mi przykro i wstyd. Próbowałam je przeprosić, ale... Zniknęły.
Wszystkie zniknęły. Pojawił się mój pokój i ta żądza krwi.
Tom usiadł obok dziewczyny i przytulił ją. W nozdrza uderzył go ten znajomy, jabłkowy zapach, który tak lubił.
Wtulił twarz w jej włosy. Chciał z nią zostać. Zostać już na zawsze. Widzieć jej uśmiech, słyszeć jej głos. Kochał ją.
Wiedział, ze ona czuje to samo do niego. Często pogrążał się w marzeniach, że są razem, nie są tępioną przez ludzi rasą.
Wiedział, ze to źle. Nie powinien mieć takich wizji.
Bo wampirom przecież nie wolno marzyć...

Related Articles