Napisz opowiadanie twórcze na dowolny temat.

Nareszcie Wolna
Wiktoria Marchewska był zwykłą nastolatką. Miała rude włosy, na piegowatej twarzy można było zobaczyć duże brązowe oczy, malutki, lekko zadarty nosek i pełne, krwistoczerwone usta.
To właśnie kolor włosów był głównym powodem uprzedzeń klasy w stosunku do Wiktorii. Jedynie Adrian Kowalczyk akceptował Wiktorię. Bo to właśnie tolerancyjność i to, że nie ulegał psychologii tłumu była jego największą zaletą.
Ta dwójka była na pozór dwiema niczym niepodobnymi do siebie osobami. On obiekt zainteresowania większości dziewczyny w klasie, ona - rudowłosa brzydula darzona największą antypatią w szkole.
Przesiadywali ze sobą całe przerwy gadającą o najrozmaitszych rzeczach, zwierzając się ze swoich problemów i trosk.
Wiktoria była bardzo dobrą uczennicą, miała same piątki i czwórki w przeciwieństwie do Adriana. Był on słaby w nauce, ledwie zdał do pierwszej gimnazjum, często dostawał dwóje i jedynki.
Teraz, kiedy drugie półrocze zbliżało się milowymi krokami ku końcowi wszyscy z niecierpliwością wyczekiwali swych ocen semestralnych, wszyscy oprócz Adriana.
Wiktoria pierwszy semestr zakończyła ze stuprocentową frekwencją i samymi piątkami. Adrian za to miał same dwóje oprócz angielskiego, z którego miał jedynkę.
- Gratuluje Ci Wiki! Na prawdę możesz być z siebie dumna!! Nie to, co ja. - powiedział Adriana dziwnie smętnym głosem
- Dzięki, ale się nie martw, popracujemy na tym angielskim i za cztery miesiące to ja będą Ci gratulowała piątki! Do zobaczenia! Cześć! - odpowiedziała z zadowoleniem, pełna optymizmu Wiktoria i czym prędzej pobiegła do domu aby podzielić się z rodzicami swoim sukcesem.
Zaczęły się ferie. Wiktoria pojechała na tygodniowy obóz zimowy do Zakopanego. Była to nagroda od jej rodziców za dobre wyniki w nauce. Adrian dał sobie tydzień wolnego i planował rozpocząć korepetycje w drugim tygodniu ferii, gdyż tak umówili się z Wiktorią.
Tydzień ferii minął dla obojga przyjaciół jak z bicza strzelił. Adrian spacerował po Warszawie i uczestniczył w popularnej akcji "Zima w mieście", poznając przy tym wielu ciekawych ludzi. Wiktoria natomiast pierwszy tydzień ferii przebiegała w górach, jeździła na nartach łyżwach oraz zajadała się oscypkami razem ze swoimi znajomymi z obozu. Po tygodniu nadszedł czas, aby Wiktoria wróciła do domu. Rano w poniedziałek, pożegnała się z nowymi znajomymi i wsiadła do pociągu. Na wieczór była już w domu.
Teraz zaczął się pracowity okres dla obojga nastolatków. Adrian miał gigantyczne zaległości: nie umiał odmiany czasownika "to be" w przeszłości, jego słownictwo angielskie było ubogie, nie znał zasad tworzenia zdań w żadnym z poznanych dotąd trzech czasów, a najgorsze było to, że prawie nie umiał czytać po angielsku. To wszystko było wynikiem lenistwa i niechęci Adriana do angielskiego, chłopak nie lubił nauczycielki, często jej dogryzał i może, dlatego pani Sikorska ( nazywana przez uczniów Sikorą) postawiła mu bez skrupułów jedynkę.
Wiktoria nie przestraszyła się takiego wyzwania i postanowiła ostro wziąć się do roboty. Pierwszy dzień zaczął się od wspólnego wysłuchania angielskiego tekstu, po kilku minutach Wiktoria zadawała pytania do wysłuchanej czytanki, na które Adrian odpowiadał oczywiście z dużą pomocą Wiktorii. Ponadto Wiktoria zaczęła tłumaczyć Adrianowi pierwszy czas - Present Continius. Dzień ten upłynął szybko gdyż nauka często przerywana była długimi przerwami, co według Adriana miało przyspieszyć jego naukę.
Drugiego dnia Wiktoria sprawdziła czy Adrian nauczył się regułek z czasu Present Continius, powtórzyła jeszcze raz ten czas i przeszła do kolejnego - Simple Past. Powtórzenie tego czasu zajęło przyjaciołom jakieś cztery godziny, ale minęły one wyjątkowo szybko, Adrian ani się obejrzał jak za oknem było już ciemno, a zegar wybijał szóstą.
Kolejne dni mijały w podobny sposób, lekcja zaczynała się od powtórzenia wcześniejszych informacji, następnie zapoznania się z nowym czasem i na koniec nauki czytania. Co kilka dni Wiktoria zadawała Adrianowi słówka do nauczenia się.
W piątek nadszedł dzień, w którym Wiki zrobiła niezapowiedziany sprawdzian z gramatyki i słownictwa. Adrianowi nie poszedł on oszałamiająco, lecz napisał go przyzwoicie - na trzy z plusem. Weekend był okresem rozrywki i zabaw. W Warszawie było mnóstwo festynów i różnorodnych imprez, czego nie omieszkał wykorzystać Adrian razem z Wiktorią. Należała im się chwila relaksu, gdyż te cztery dni były bardzo wyczerpujące, a zarazem nudne.
Niestety nadszedł poniedziałek i trzeba było iść do szkoły. Na historii pani ogłosiła konkurs pt. "Od rozbiorów do wyzwolenia Polski ". Był to konkurs ogólnopolski, jego laureat dostawał wspaniałe nagrody między innymi miesięczny pobyt w Wielkiej Brytanii, wiele książek i słowników historycznych oraz, co chyba było najważniejsze, piętnaście dodatkowych punktów na świadectwie. Oczywiście taka okazja nie mogła zostać zmarnowana przez Wiktorię - najlepszą uczennicę w klasie.
Zaczęła się gorączka nauki, wszyscy najlepsi, sama śmietanka "kujonów" zaczęła się przygotowywać do konkursu. Wiktoria przeszła przez eliminacje szkolna jak burza, poświęciła temu mnóstwo czasu, lecz warto było. Przed etapem krajowym Wiktoria zaczęła się "łamać", nie miała siły ciągle się uczyć, bała się, że ktoś ją wyprzedzi, że nie będzie najlepsza, że się upokorzy przed tysiącami uczestników będąc ostatnią, albo, co jeszcze gorsze, wyprzedzi ją ktoś o krok. Pewnego razu, gdy wyszła na spacer do parku, żeby się przewietrzyć wpadła na Mateusza - kolegę z zimowiska.
- Hej Wiki, co u Ciebie słychać, martwi Cię coś, bo wyglądasz jakoś kiepsko? - powiedział Mateusz
- Jestem padnięta, już nie wytrzymuje z tą nauką. Ma po prostu dosyć!
- Jaką nauką? Co jest?
- Chodzi oto, że... a z resztą to długa historia.
- Jeśli chodzi o naukę to ja chyba mogę ci pomóc, znam pewien sposób na umilenie i przyspieszenie wkuwania. - odpowiedział Mateusz lekko uśmiechając się pod nosem.
- Tak, a jaki to sposób? No gadaj prędzej, bo nie mam czasu, no mów! -odparła zaciekawiona Wiktoria
- spokojnie nie gorączkuj się tak, wszystko po kolei. Mam pewien cudowny środek po nim będziesz chłonąć książki jak gąbka.
- Co chyba nie proponujesz mi narkotyków!? A z resztą, co mi szkodzi dawaj jak masz i mów ile kosztuje. - powiedziała bez chwili namysłu Wiktoria
- Powiedzmy, że to taki mały prezent, żebyś zobaczyła czy w ogóle ci się spodoba, nic Ci nie będzie, bo to "lajtowa" wersja.
- Dobra dawaj, śpieszę się - odrzekła Wiktoria, wzięła działkę i czym prędzej pobiegła do domu.
Mateusz miał racje po jednej działce Wiktoria uczyła się cały dzień i całą noc i gdyby nie to, że musiała iść do szkoły, to uczyłaby się jeszcze rano. Kupiła, więc kolejną amfę Mateusza i następną, i jeszcze jedną. Aby przed konkursem przejrzeć najgorsze książki. Wiktoria Nie zauważyła, kiedy stała się zwykła narkomanką. Finał był taki, że jej organizm nieprzyzwyczajony do narkotyku zbuntował się i Wiktoria zasnęła przed samym wyjściem na konkurs tak, że nikt nie mógł jej obudzić. Adrian od razu spostrzegł, że z Wiktorią coś się dzieje, gdyż to był pierwszy dzień w jej edukacji, jaki opuściła. Poszedł do jej rodziców i usłyszał, że Wiki jest w szpitalu na odtruciu. Bez namysłu pobiegł do szpitala, przedstawił się jako starszy brat Wiktorii Marchewskiej i wbiegł na oddział. Na Sali za wielką szybą, na łóżku leżała Wiktoria, szczelnie przykryta białą jak śnieg kołdrą. Adriana najbardziej przeraziło to, iż za Wiktorią stała niezliczona liczba najróżniejszych urządzeń regularnie piszczących. Na monitorach, które stały obok widać było jakieś łamane, zielone linie, przy których stały nic niemówiące Adrianowi cyfry.
- Co teraz Będzie??? - powiedział półgłosem Adrian.
- Stan jest ciężki, ale zawsze pozostaje jakaś nadzieja. - odpowiedział jakiś nieznajomy głos
- Co?! Kim Pan jest?! Chyba ona nie...
- Niestety, przedawkowała...
Adrian stał tak przez kilka godzin przy szybie. Była już godzina szósta, kiedy obudził Adriana jakiś piskliwy, jednostajny dźwięk. Adrian zobaczył przed swoimi oczyma grupę lekarzy robiących Wiktorii sztuczne oddychanie, defibrylacje, podających jakieś leki, lecz wszystko to nie przynosiło skutku.
Za kilka minut do rodziców Wiktorii podeszła jakaś kobieta powiedziała im coś i rozległ się głośny płacz matki. Dla Adriana wszystko było jasne. Wiktoria nie żyje. Był na siebie wściekły, że nie zauważył tego, że ona bierze. Przez całą drogę do domu płakał jak małe dziecko. Bolało go, że stracił swoją najlepszą, a zarazem i jedyną przyjaciółkę. Nie mógł długo spać, jego matka podała mu jakiś środek na uspokojenie, po którym od razu zasnął. W nocy śniła mu się, że jest w jakimś ogrodzie, obsianym piękną, gęstą trawą, na której rosło wiele pięknie kwitnących kwiatów i krzewów. Na trawniku pośród roślin biegała gromadka dzieci. Szczególnie jedno z nich wydało mu się znajome - była to Wiktoria. Ubrana w białą sukienkę niezwykle uśmiechnięta, podeszła do niego i powiedziała:
- Nie martw się, nic mi nie jest. Nareszcie jestem wolna...
- Wiktoria nie odchoć! Nie odchoć! Nieeeeee!
- Nie martw się zawsze będę przy tobie. Nigdy Cię nie zapomnę. Obiecaj mi jedno, że nie będziesz nigdy brał narkotyków, to jest największe zło świata. Obiecaj mi! Obiecaj, proszę!
- Obiecuje. - Odrzekł Adrian - Ja też Cię nigdy nie zapomnę. Zawsze pozostaniesz w moim sercu.

Related Articles