Językoznawcy zastanawiają się od dawna czy język polityki można uznać za odmianę socjalną współczesnej polszczyzny. Jakkolwiek by go nie sytuować, jego obecność jest bezsporna. Język ten nie kształtuje się, jak w minionym systemie politycznym, poprzez wielkie wystąpienia, odczyty i referaty. Dzisiejszy język polityki formułuje się w dyskusjach sejmowych, w prasie i telewizji, w programach publicystycznych z udziałem polityków. Niewątpliwie daje się zauważyć również w języku polityki pewne rozróżnienia. Politycy różnych partii przemawiają bowiem różnym językiem. Aby przeforsować popierane przez siebie stanowisko „wszystkie chwyty są dozwolone”. Niewątpliwie nasycone emocjonalnością wypowiedzi polityków świadczą o wielkim zaangażowaniu ich w sprawy, o których decydują, jednakże obecność w ich wypowiedziach inwektywów zniechęca, a czasami nawet razi odczucia przeciętnego Polaka. Dzisiaj bowiem obrazić można każdego i w dowolny sposób. Przedmiotem moich rozważań nad językiem polityków pragnę uczynić fragmenty wypowiedzi posłów i senatorów zrzeszonych w „Samoobronie” – partii stosunkowo młodej, która swoje rządy rozpoczęła po wyborach parlamentarnych w 2001 roku, kiedy po protestach jakie zorganizowała przeciwko wyzyskowi rolników polskich zdobyła znaczącą popularność, stając się trzecią co do wielkości partią w Polsce.
Ubliżanie w polszczyźnie współczesnej nazywane jest przez następujące czasowniki: obrażać, ubliżać, lżyć, znieważać, zniesławiać, uwłaczać, wymyślać, wyzywać, szkalować i rzucać inwektywy. Słownik pod red. Szymczaka słowo „inwektywa” charakteryzuje jako <
Najbardziej chyba znanym błędem językowym, jaki popełnił polityk Samoobrony, jest niefortunne przekręcenie imienia i nazwiska przewodniczącego ONZ Kofi Annana w trakcie publicznego spotkania w TVP1, przez Renatę Beger. W swojej wypowiedzi użyła następujących słów: "(…) mówimy, że to nie jest nasza wojna i na dowód tego, drodzy państwo, nie bez kozery przyniosłam dokumenty, które przewodniczący Andrzej Lepper słał do różnych osób, począwszy od prezydenta Busha, poprzez sekretarza generalnego ONZetu...yyy... pana Anana Kofana…”. Dyskusja społeczna, jaką wywarła owa wypowiedź, zmusiła zapewne wielu polityków do przypomnienia sobie podstawowych wiadomości z zakresu odmiany nazwisk, nie tylko obcych, ale również polskich.
Częstym błędem, który pojawia się w wypowiedziach Andrzeja Leppera, jest powtarzanie wyrazów w jednym zdaniu, jak również tautologie, jak chociażby w wypowiedziach dla I Programu Polskiego Radia z 28 lutego 2005 r.: „Będą protesty. To są protesty na znak protestu.”, czy nawet w zdaniu „Dzisiaj ludzie żyją w sytuacji takiej, w jakiej żyją i są w sytuacji takiej, w jakiej są.” Takie błędy mogą świadczyć o niedojrzałości językowej przewodniczącego Samoobrony.
Jak widać na przytoczonych powyżej przykładach język używany przez dzisiejszych polityków jest językiem mocno niedojrzałym. Używają oni niekiedy zwrotów, których znaczenia nie bardzo rozumieją. Można powiedzieć, że „piętą achillesową” ich jest mało rozbudowane słownictwo, ubogie w środki wyrazowe, potoczne, a niekiedy nawet wulgarne. Wydawać by się mogło, że jezyk polityki powinien posługiwać się podobnymi konstrukcjami jak język urzędowy – obydwa bowiem są odmianami używanymi w publicznych wystąpieniach, sytuacjach wymagających dbałości o formę. Współcześni politycy jeszcze wiele muszą się nauczyć w zakresie posługiwania językiem, aby mogli mówić poprawnie i nie popełniając poważniejszych błędów.