"Czy warto się tak poświęcać?" - garść rozważań na temat misji Longinusa Podbipięty

Po długim czasie oblężenia twierdzy Zbaraż przez Kozaków w obozie polskim zaczęło brakować pożywienia. Konie posilały się rozdrobnionym mięsem zdechłych zwierząt. Rycerze byli już wyczerpani i jedyna pomoc mogła nadejść od króla - lub mógł się zdarzyć cud.
Z czterech znakomitych rycerzy: Podbipięty, Zagłoby, Skrzetuskiego i Wołodyjowskiego, tylko Pan Longinus miał tyle odwagi, by jako pierwszym zgłosić się do misji jaką było powiadomienie króla o tragicznym stanie polskiej armii.
Gdy wyruszał przyjaciele żegnając się łkali, bo mówili, że to czyste szaleństwo - wystawianie się pod ostrzał wroga na pewną śmierć, i w głębi serca wiedzieli, że już przyjaciela nie zobaczą. Tak naprawdę wiedział o tym sam Longinus - jednak obawy duszy na twarzy nie było widać, za to można było tam zobaczyć upór i wiarę!
Bardzo pragnął uwolnić od strachu, niepewności, głodu i wojny swoich braci, więc ruszył. Szedł dzielnie. Ciągle pocieszał się myślą, że ratuje innych. "I wiem - myślał - że jak wrócę, to ruszy Skrzetuski, a on zginąłby dla przyjaciół".
Nie udało się jednak - Pan Longinus zginął za Ojczyznę, przyjaciół, honor rycerza - bo był nim prawdziwie! Miał odwagę, honor, dumę, a najważniejsze, że kochał przyjaciół i to dodawało mu siły. Umierając modlił się do Panienki Najświętszej o łaskę, której wkrótce dostąpił.
Poświęcenie Podbipięty może w sensie politycznym nie było potrzebne, bo wręcz bezsensowne, lecz dla tych, którzy patrzą sercem jest bohaterem i jego poświęcenie udowodniło słuszność nazywania go rycerzem polskim.
Rycerz był to z krwi i kości, który umierał z modlitwą na ustach i miłością w sercu!

Related Articles